Pasieka
Kupiłam miód...
...od sympatycznego starszego pana , który z racji wieku i siwizny oraz snutych opowieści sprawiał wrażenie takiego, który przy ulach się urodził. Miód miał być super ekologiczny i z dziewiczych rejonów, niestety po kilku tygodniach ewidentnie się zepsuł. Gdy rozzłoszczona marudzilam na temat etyki zawodowej i naciągania, mąż rzucił: "...żeby mieć pewność, że miód jest czysty - musielibyśmy mieć własne ule..."
...tym sposobem przez zupełny przypadek na początku 2014 roku zostaliśmy kompletnie "zielonymi" właścicielami dwóch pszczelich rojów Primy.
Na szczęście od czego fora internetowe pasjonatów, wujek Google i znajomi pszczelarze. Ponieważ ilość pszczół na swiecie sukcesywnie spada, pszczelarze z entuzjazmem witają każdego nowego w swoim gronie i chętnie dzielą się swoją wiedzą.
W sumie najciężej było zmienić własne nastawienie psychiczne. O ile nasze pierwsze roje Primy okazały się naprawdę lagodne wręcz jak baranki, to i tak wkładanie rąk do środka ula pełnego pszczół , było początkowo dużym wyzwaniem, jak zwalczyć opór - przecież każda z nich teoretycznie może użądlić :)
To tzw. rójka , czyli ucieczka nadmiaru pszczół z ula :). Tym razem "na piechotę" królowa-matka wyprowadziła część pszczół z jednego z uli , zeby znaleźć nową "miejscówkę"
Na szczęście po szybkich konsultacjach sytuację udało się szybko opanować. Po zlokalizowaniu i włożeniu matki pszczelej do nowego ula , reszta bzyczącej ekipy jak w bajce o zaczarowanym flecie podreptała za nią.
Tym sposobem zostaliśmy właścicielami trzeciej pszczelej rodzinki :)
...
Aktualnie możemy się pochwalić pięcioma poliuretanowymi wielkopolskimi "stojakami", a kolejne dwa już czekają na odkłady.
Na razie jesteśmy oczarowani naszymi dziewczynkami a one odwdzięczyły się wyśmienitym miodem.
Już nie możemy doczekać się wiosny i pierwszych kwiatów na polach rzepaku, kwitnących akacji, lip, facelii ...